Rozdział 4

        Eleanor rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła się, kiedy uświadomiła sobie, co wydarzyło się kilka minut temu w tym pomieszczeniu. Jednakże z tym uczuciem wiązał się smutek, bo wiedziała, że zrobiła źle. Nie powinna, on ma dziewczynę… Usprawiedliwiała się jedynie tym, że to Cristiano powinien był przerwać to wszystko. Poczucie winy było jednak silniejsze od wmawianych sobie przez szatynkę słów. Ta nienawiść, którą odczuwała do chłopaka ulotniła się z chwilą, kiedy ten na nią spojrzał. Tak bardzo żałowała, że pozwoliła mu wyjechać bez niej, ale była wtedy tak bardzo zraniona kilkoma słowami, którymi Portugalczyk raczył ją obdarzyć dwa dni przed swoim wyjazdem. To było jak nóż wbity w plecy, a nawet gorzej. Od tego czasu miłość przerodziła się w nienawiść. I nic nie mogła z tym zrobić… 
  Spojrzała na telefon, który od kilku minut dawał o sobie znać i z lekkim oporem odebrała połączenie od Hernandeza. 
  - Jak w Madrycie? Spotkałaś go? Rozmawialiście ze sobą? Widziałaś się z Jose? Edwin karze przekazać, że tęskni, a Nani chce zaprosić ciebie na swoje urodziny. Swoją drogą wszyscy tęsknimy za tobą! – zasypał ją pytaniami, a Eleanor nie wiedziała od czego zacząć. 
  - Zakwaterowałam się już w moim nowym domu. Tak, spotkałam go – urwała, bo nie wiedziała czy powiedzieć o swojej głupocie. – Ja, ja przespałam się z nim. 
  Javier nie dawał o sobie żadnego znaku życia. Watson żałowała, że to powiedziała, ale była ze swoimi przyjaciółmi zawsze szczera. Po za tym, Evra sam odkryłby prawdę. Nawet Oliveira by się domyślił po jej tonie głosu, a potem pociągnąłby za język i dowiedziałby się od niej wszystkiego. Eleanor nie była skomplikowana. 
  - Nie wiem czy mam się cieszyć, czy płakać. To twoje życie, jeśli go kochasz to dobrze, jeśli nie… - urwał w pół zdania. – Wiesz, że on ma dziewczynę? 
  - Wiem.
  - I żadnego poczucia winy nie masz? – zapytał ostrożnie, ale wiedział, że stąpa po cienkim lodzie i Eleanor zaraz wybuchnie.
  - Mam ogromne. Javier ja wiem, że postąpiłam źle, ale oboje jesteśmy dorośli i wina nie leży tylko po mojej stronie. Cristiano też ma rozum i jeśli kochałby swoją dziewczynę, to nie zrobiłby jej takiego świństwa. Dlaczego zajmujemy się cały czas moim życiem? Powiedz lepiej, co u was się dzieje. 
  - Eee, nic ciekawego. 
  - Kręcisz coś – powiedziała Watson, kiedy w głosie przyjaciele wyczuła lekką nutkę strachu. – Chyba nie spalił żaden z was domu, co?
  - Dlaczego tak myślisz? Pf! – przerwał na chwilę, a potem się zastanowił. – Spaliłem kuchnię, to był moment, ona stanęła w płomieniach i nic się nie dało zrobić. 
  - Kto tym razem uczył ciebie gotować? – zapytała spokojnie. 
  - Ferdinand. Eleanor, muszę kończyć. Wiesz, Wayne jest u mnie i on lubi wszystko oglądać. Nie! Wayne, zostaw to! To moje pamiątki. 
  Usłyszała jeszcze dźwięk tłuczonego szkła i pikanie oznajmiające, że rozmówca się rozłączył. Zaśmiała się pod nosem. 
  - Eleanor, jesteś tam? – zapytał Jose. 
  - Tak, pomału się rozpakowuję – odpowiedziała najmilej jak tylko potrafiła. 
  - Nie powinnaś skończyć jakąś godzinę temu? – zapytał podejrzliwie. 
  - Nie, chciałam się trochę rozejrzeć po okolicy i odpocząć po tym męczącym locie – odpowiedziała z krzywym uśmiechem. – Powinnam zaraz skończyć. 
  - Żona z dziećmi wyjechała do Londynu, więc na razie w tym domu będzie cisza, jednakże pewnie będzie brakować Ci ciotki. Miałaś z nią przecież dobry kontakt – urwał na chwilę, bo wiedział, że za daleko brnie z tymi zdaniami, ale musiał zapytać – Jak się czujesz? 
  - Dobrze – ucięła krótko. 
  Tak naprawdę miała ochotę krzyczeć, nie ze złości, tak bez powodu. Płakać, bić pięścią  ścianę z bezsilności. To, co działo się w jej głowie było raczej nie do opisania. W tym momencie miała ochotę poddać się i skończyć ze sobą, ale kiedy już te myśli pojawiały się w jej głowie próbowała je szybko wyrzucić z niej i nigdy więcej nie myśleć o tym, ale ciężko było. Co najmniej dwa razy w tygodniu myślała nad tym dłużej, raz już chciała wyjść na balkon i po prostu skoczyć, ale wtedy Javier zjawił się w dobrym momencie. 
  - Co ty chciałaś zrobić? – zapytał, a raczej wykrzyczał to zdanie, kiedy już pomógł dziewczynie usadowić się na kanapie. – Myślałaś, że co tym osiągniesz? Gdybym nie przyszedł do ciebie teraz to co by się stało? 
  - Prawdopodobnie opłakiwałbyś mnie na moim pogrzebie – odpowiedziała spokojnie. 
  Sama była zdziwiona, że zachowywała tak stoicki spokój. To było do niej niepodobne, zwłaszcza, że była bardzo emocjonalną osobą. 
  - I mówisz to tak spokojnie? Jakby to miało się wydarzyć? Dziewczyno, przed tobą całe życie, a ty… Ty najzwyczajniej w świecie chciałaś sobie to odebrać. Co z twoją wiarą? Myślę, że to co chciałaś zrobić kilka minut temu jest z nią sprzeczne! 
  Pamięta dobrze, jak Hernandez opieprzał ją przez całą godzinę.

~
Publikuję to tylko dlatego by dać o sobie znak życia. Wiem, muszę się zabrać za nadrabianie waszych blogów... jest tego sporo i ta ilość mnie przeraża, ale już wracam i nie zamierzam odejść :> Następny tydzień poświęcę na czytanie waszych blogów. 

Obsługiwane przez usługę Blogger.