Rozdział 1

               Nie zbyt pewnie czuła się w tym mieszkaniu - z resztą nic dziwnego - mieszkała sama.  Trudno było jej się do tego przyzwyczaić, bo przez pewien okres jej życia, ktoś ubarwiał je, ale teraz już go nie było. Odszedł, a może to raczej ona nie chciała utrzymywać z nim jakichkolwiek kontaktów. To wszystko wydaje się zbyt skomplikowane, że sama Eleanor musi nad tym dłużej podumać, aby dojść do właściwych wniosków. Jedno jest pewne:  on wyjechał do nowego klubu, a ona została sama…
                Nie cierpiała siebie za to, że tak postąpiła. Żałowała, że nie zdecydowała się rok temu wyjechać razem z nim. Teraz musi się z tym jednak pogodzić. Za późno już, aby naprawiać błędy… Z dnia na dzień żałowała co raz bardziej, a kiedy widziała ich stare zdjęcia, łzy wypływały stróżami z jej oczu. Nie lubiła tego stanu, ale on zawsze dopadał ją nocą, kiedy nie miała do kogo otworzyć buzi. Przyjaciele, przyjaciółmi posłużą dobrą radą, zabawią parę godzin, ale potem zmykają do swoich domów. Eleanor czuła się zagubiona. Dla niej Manchester już nie był taki sam. Jeden człowiek potrafi zawrócić drugiemu w głowie.
                Jeszcze raz rozejrzała się po dość dużym mieszkaniu. Siedziała właśnie skulona na parapecie i cicho pochlipywała. Każdy jej mówił, że popełniła największy błąd w życiu, nawet jej przyjaciele tak sądzili. Bali się mówić o tym jej w twarz. Do tej pory nikt nie śmiał wspomnieć ani jednym słówkiem o Cristiano, i za to dziękowała Evrze, który czujnie pilnował, aby nikt nie wypowiadał zakazanego imienia w towarzystwie Eleanor.
                Męczyła się już rok, wiedziała że dłużej nie wytrzyma. Została sama. Całkowicie sama. Jej jedyna podpora, która trzymała ją przez kilka miesięcy zmarła na raka. Rozpaczała nad tym, nie mogła się z tym pogodzić, ale taka jest kolej rzeczy: ktoś się rodzi, a ktoś umiera. Tylko szatynka zadawała sobie jedno jedyne pytanie. Dlaczego on? Pytała o to, kiedy rozmawiała ze Stwórcą Świata.
                Trzynastego września otrzymała list od niejakiego pana Mourinho. Była zdziwiona, myślała że ktoś ją wkręcą, jednak list nie do końca okazał się żartem.
               
                Droga Eleanor, Anne  Watson,
                Piszę do ciebie w bardzo ważnej sprawie. Twój ojciec podczas choroby zadzwonił do mnie, i przekazał mi wiadomość, abym się tobą zaopiekował. Tak, jesteś już pełnoletnia, ale potrzebujesz wsparcia psychicznego. Przepraszam, że dopiero teraz piszę, jednak wcześniej nie miałem odwagi, nie wiedziałbym jak zareagujesz. Pewnie wyrzuciłabyś ten list do kosza. To trochę delikatna sprawa, dlatego spotkałem się osobiście z Tomem, który w pełni potwierdził swoje słowa, które wypowiadał przez telefon, i utwierdził mnie w przekonaniu, że potrzebujesz kogoś do pomocy.  Kilka lat temu nasz kontakt się urwał, kiedy wyprowadziłem się z Wielkiej Brytanii, na rzecz Włoch. Jak pewnie wiesz twój „stary dobry wuj” jest teraz w Madrycie… Proszę ciebie o zrozumienie, bardzo martwię się o ciebie zwłaszcza, że znałem cię dobrze. Liczę, że przyjmiesz moją pomoc.
                Jose Mourinho.

               
Długo wahała się odpowiedzieć na niego, aż wreszcie postanowiła, że odpisze na maila podanego na osobnej karteczce w kopercie.
                Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Mou podał jej swój adres i wysłał zarezerwowane bilety do Madrytu. Ten mężczyzna nad wszystkim czuwa, ciekawe jak mu się to udaje…  Nie mogła jednak zostawić swoich przyjaciół… Jednak dobre stosunki z jej ojcem przeważyły szalę. On chciał aby była pod opieką Jose, powtarzała w myślach próbując zapomnieć o tej dziwnej sytuacji.  Potrzebowała pomocy od kogoś kto był jej bliższy i znał ją dłużej. Myśl o tym, że miałaby opuścić Manchester była nie do przyjęcia, ale prawdziwa.
                - Luis? – powiedziała do telefonu. – Louis, przyjedź do mnie i powiedz mi, co mam zrobić. – Usłyszała głuchą ciszę.
                Obraził się na nią? Za co? Przecież nic nie zrobiła. Chyba, że Patrice powiedział mu o tym liście, a Luis nie lubił kłamstwa, oszustw i zatajania prawdy, a ona zataiła przed nim ten list.
                Ponura pogoda za oknem nie przekonywała jej do pozostaniu tu dłużej. Nigdy nie kojarzyła jej się zbyt dobrze. Bała się, po prostu się jej bała, a najbardziej burzy. Teraz nie ma nikogo kto by ją przed nią uchronił. Oh… jak bardzo żałowała swojego postępku. I jeszcze Junior…
                Pani psycholog nie potrafi sobie pomóc, a to ci nowość. Nie zwlekając dłużej zadzwoniła ponownie do przyjaciela, jednak ten nie odbierał. Nie miała już na niego siły.
                - Anderson? – zapytała, kiedy Brazylijczyk odebrał. – Muszę…
                - Zaczekaj – przerwał jej. – Wyjedziesz? Zostawisz nas z naszymi problemami? Nani mówił, że…
                - Co mówił? – weszła mu w słowo, czym prędzej. – Wy nie znacie prawdy! Ja nie wiem, co mam zrobić.
                - No już, dobrze, dobrze – powiedział spokojnie Anderson. – Zaraz będziemy. Wiesz jaki jest Nani. – Dodał po chwili.
                Dziewczyna westchnęła i nie raczyła już nic powiedzieć. Wiedziała, że przyjaciele nie pozwolą jej odejść. A już na pewno nie Edwin.  Z jej rozmyślań wyrwał ją nagły dzwonek telefonu, który rozniósł się echem po jej mieszkaniu.
                - Javier? – Polubiła go bardzo, i musi przyznać, że byli w bardzo dobrych stosunkach. – Tak wiem, że mam się z tobą pożegnać. Tak pamiętam – mówiła, kiedy on próbował jej wejść w słowo. – Chociaż nie jestem pewna do końca tego wyjazdu.
                - Jedź! Musisz jechać i pogadać z Cristiano. Nie wiem, jak wyglądały wasze relacje naprawdę, ale Evra cały czas mi powtarza, że świata poza sobą nie widzieliście. – Skubany miał rację. – Jeśli nie pojedziesz, to Rio i Ryan nie dadzą ci spokoju. Wierz mi, wiem co mówią w szatni. – Hernandez przerwał na chwilę, po czym dodał. – Własnoręcznie dostarczą ciebie do Madrytu, a Nemanja dopilnuje byś dotarła w jednym kawałku. 
                - Tak, tak, tak. Już ja dobrze wiem, jakbym dotarła w jednym kawałku. Kupiłby na poczcie znaczek z napisem polecony, abym nie musiała się długo męczyć w kartonie. – Wizja tego naprawdę była śmieszna.  – Tak czy inaczej, to był chyba błąd pisząc do Jose.
                - To do kogo ty pisałaś w końcu? Patrice mówił, że kontaktowałaś się z Cristiano, i to on niby zaprosił ciebie do Madrytu, abyście sobie wszystko wyjaśnili. – Dało się usłyszeć w jego głosie lekkie załamanie, jakby na chwile zwątpił. – Będę za kilka minut, jestem w pobliżu.
                Zakończyła połączenie i rzuciła komórką o ścianę. Został na niej delikatny ślad, ale nie przejmowała się tym, teraz liczyło się podjęcie właściwej decyzji.
                - Javier, do cholery! Gdzie ty jesteś? I Andersona też gdzieś wcięło – mówiła sama do siebie, chcąc uspokoić się choć na chwilę. Przez tą ciszę wariowała już kompletnie.  
                Minuty mijały, zegar tykał, a ona coraz bardziej wątpiła w przyjście tych dwóch osobników. Nie chętnie zwłóczyła się z kanapy i już chciała udać się do łazienki, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Ktoś molestował nie miłosiernie biedny guzik, i po tym Eleanor poznała, że goście się już zjawili.
                - Już idę! – krzyknęła, i otworzyła drzwi. – Cze… - Nie zdążyła się przywitać, a do mieszkania weszła kilku osobowa grupka mężczyzn. – Aż tylu was tu przylazło? Po co? I co ty właściwie trzymasz w ręce, drogi Luisie?
                Właściciel tego imienia odwrócił się w jej stronę nie pewnie i już był przyszykowany emocjonalnie na to, że gospodarz tego domu wyzwie go na wszelkie możliwe sposoby. Tak się jednak nie stało. Watson podeszła do niego i objęła ramieniem mówiąc głośno: „Tylko tyle? Chyba nie starczy.” Nani odetchnął z ulgą i uśmiechnął się krzywo, ale w głębi duszy był załamany psychicznie.  Na razie nie dawał żadnych oznak, że coś jest nie tak, ale po chwili wybuchł.
                - Eleanor Anne Watson! – zawył. – Nie zostawiaj nas samych! My sobie bez ciebie nie poradzimy!
                - Evra, czy nie miałeś przypadkiem dotrzymać towarzystwa naszemu choremu koledze? – zapytał Giggs.
                  - No sam się wyrwał. – Tłumaczył oskarżony. – Powiedział, że opisze Ann wszystko, jak się czuję, i żeby nie wyjeżdżała.
                - Evra! – syknął Vidić. – Po coś to mówił? O tym żeby nie wyjeżdżała? Sam się wygadałeś. Patrice, nie nadajesz się na takie misje.
                - No już, już – rzekł poważnym tonem Wayne. – Nie ma, co się kłócić, trzeba spędzić jakoś ten czas należycie. Nani! Dawaj reklamówkę.
                - A ja uważam, że Luis ma rację – wtrącił Edwin. – Pojedziesz tam i co? Będziesz patrzeć jak przy jego boku ślini się jakaś laska?
                - On nikogo nie ma – powiedział Javier. – No co? – zapytał, kiedy wszyscy spojrzeli na niego. – Czytam gazety.
                - Powinni sobie wszystko wyjaśnić – dodał niepewnym głosem Anderson. – Jestem pewien, że nie zapomniał o tobie, Watson. Nie mógłby.
                Ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, i tylko dziewczyna zrozumiała, co miał na myśli. Tak naprawdę wiedziało o tym kilka osób, i tak miało pozostać. Eleanor nie chciała rozgłosu, nikt tego nie chciał. To byłoby nie potrzebne, po za tym Cristiano wyraził się jasno w tej sprawie.
                - Czy nie sądzicie, że jest nas troszeczkę za dużo? – Po chwili ciszy, Eleanor postanowiła zabrać głos.
                - Wyganiasz nas?
                - Nie, nie miałabym serca – odpowiedziała szybko. – To, co? Chyba nie będziemy siedzieć o suchym pysku? 
                Na twarzy Luisa zagościł uśmiech, a Wayne zacierał ręce zadowolony. Każdy ochoczo zgodził się na to, że dziś nie będą siebie oszczędzać. Zresztą, po co mieliby to robić? Skoro pani psycholog wyjedzie, to muszą się z nią pożegnać w należyty sposób.
                Sekundy mijały, minuty również, a oni chodzili jeszcze po sklepach po nową dostawę napoju. Nawet Javier nie żałował sobie dziś.
                Dwie minuty po drugiej w nocy zdecydowana większość spała, tylko nie Edwin, Rio i Eleanor. Dumali nad niczym. Pewnie każde z nich zastanawiało się, co będzie lepsze dla szatynki. W tym momencie każdy miał swoje stanowisko. Edwin powtarzał, aby została, Rio wręcz przeciwnie, żeby tam jechała i spróbowała żyć na nowo, a Eleanor nie wiedziała, co zrobić. Gdyby nie było tam Cristiano, od razu by wsiadała do samolotu i leciała, nie przejmując się niczym. Jednak to właśnie ten osobnik budzi w niej najwięcej wątpliwości. Milion pytań rodziło się w jej głowie, i nie wiedziała, jak najlepiej wyjść z tej sytuacji. Może wyjechać, albo po prostu zostać w Manchesterze, gdzie ma swoich przyjaciół. A tam? Nie zna nikogo oprócz Mou.
                I Cristiano…
               
Cichy głosik w jej głowie mówił, aby wyjechać, żeby znów móc zobaczyć tego, którego darzyła tak ogromnymi uczuciami, ale kończyny za żadne skarby świata nie chciały pakować ubrań do walizki. 

*

Hm... długo pisałam jedynkę, i nie jestem do końca jej pewna.
Trzy rozdziały w Wordzie, a tu wygląda jakby były co najmniej dwie. 

9 komentarzy:

  1. Niech pojedzie .. <3
    Mou jej wujkiem
    Też chcę takiego mieć w jakimś sensie :D
    Javier *.* <3
    On jest kochany <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się bardzo ciekawe opowiadania. Dobrze, że Eleanor ma takich przyjaciół, którzy cały czas ją wspierają. Sprawa z Crisem jest bardzo delikatna. Już nie mogę się doczekać aż w końcu dziewczyna się z nim spotka. Czekam na kolejny z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, też chciałabym mieć własną grupkę nieustraszonych muszkieterów xD Rozdział bardzo fajny. Mam nadzieje że Eleanor wyjedzie do Madrytu. Jestem również ciekawa jak zareaguje Cris, bo Mou mu pewnie nic nie mówił. Pisz szybko kolejny, pozdrawiam !
    [epic-memories.blog.pl & estar-conmigo.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Możliwość posiadania takich przyjaciół, jakich ma przy boku Eleanor, to niewątpliwie wielki komfort i przyjemność, pomimo tego, że w sprawie wyjazdu ta grupka nie potrafi być jednogłośna. Jednak ma przy sobie osoby, na których może polegać bez względu na wszystko. Uważam, że powinna przyjąć zaproszenie Mou i pojechać do Madrytu. Oczywistą rzeczą jest, że konfrontacja z Cirstiano będzie niewątpliwie nieunikniona, ale myślę też, że potrzebna. Rozmowa w cztery oczy będzie dobrym rozwiązaniem. Na pewno nie padną sobie od razu w ramiona, ale przecież mówią, że stara miłość nigdy nie rdzewieje, prawda?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powinna pojechać. I zapewne tak będzie. Myślałam, że wyjedzie do Madrytu, a tam na jej drodze stanie Irina, ale chyba się myliłam. Javier twierdzi, że nikogo nie ma, więc pozostaje mi w to wierzyć. " I jeszcze Junior…" - to zdanie bardzo mnie intryguje. Jestem ciekawa, o co chodzi z tym Juniorem.
    Powiem Ci, że siedziałam dziś w kościele, nudziłam się i pomyślałam sobie o tym opowiadaniu. Nawet chciałam napisać do Ciebie na twitterze kiedy pierwszy rozdział, a tu wchodzę i mam. ; )
    Jest świetny i z niecierpliwością czekam na kolejny. Zresztą jak na każdym Twoim opowiadaniu.
    Pozdrawiam! ; **

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyobrażasz sobie moją dezorientacje kiedy zobaczyłam ten szablon. Przez chwilę pomyślałam, że piszesz zmierzchowe opowiadanie.

    Rozdział - długi i wcale nie wygląda jakby był tylko na niecałe dwie kartki w wordzie. Ogólnie nieco pogubiłam się jeżeli chodzi o jej przyjaciół, ale nieistotne.
    Moim zdaniem, niech zostanie - nie lubię Ronaldo, a do tego odczułam, że jeden z jej przyjaciół chyba chciał coś więcej.
    Dobra, żartuję niech jedzie. Gorąca Hiszpania i Real Madrid, ale i tak nie lubię Ronaldo.;)
    Czekam na kolejny rozdział.
    [badstuber-story.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejne świetne opowiadanie w twoim wykonaniu! :D

    Bohaterka Eleonor od razu mi się spodobała. Kobieta jednak za bardzo się waha i obawia tego wyjazdu, gdy ja na jej miejscu od razu bym wsiadła w samolot i wyruszyła do Madrytu! Możliwe, że boi się spotkania z Cristiano, ale powinna zaryzykować, jeżeli każdy z jej przyjaciół (no może prawie) uważa, że on nadal coś do niej czuje. Nigdy się tego nie dowie jak nie pojedzie :D
    Ale widzę, że i tutaj ma chyba jakiegoś adoratora. Czyżby któryś z jej przyjaciół cicho się w niej podkochiwał? Kto wie! :D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny pierwszy rozdział ! :3 Eleonor niezbyt chyba lubię, ale nie patrząc na moje zdanie trzeba przyznać że jest bardzo ciekawą bohaterką. Trochę szkoda, że zostawi przyjaciół, bo sama ich polubiłam ^^ Mam nadzieję, że pojedzie i tak też sądzę, bo ile by wtedy można ciekawych wątków napisać :D Hmmm.. Mnie najbardziej Jose interesuje. ^_^ Ma się nią opiekować, wszystko ok. Ale tak liczę, że będzie coś koło jej wieku i taki mały romansik ^_^ Ale boję się, że to jakiś staruszek będzie, jeżeli był przyjacielem ojca :( Mam nadzieję że nie, dlatego czekam na kolejną notkę. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do Liebsten Awards. Szczegóły znajdziesz tutaj : http://estar-conmigo.blogspot.com/p/blog-page_8.html. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń

Prosiłabym, aby wszelkiego rodzaju spam, powiadomienia o nowych rozdziałach umieszczać w komentarzach w zakładce spam. Wolę, kiedy jest wszystko w jednym miejscu.

Obsługiwane przez usługę Blogger.